Wokoło
rozciąga się kamienna pustynia. Czarne niebo, niczym tafla
jeziora o północy, wydaje się być niekompletne. Gdzie podział
się księżyc? Wieje porywisty wiatr. Pośrodku bezgranicznego
pustkowia stoi dziewczyna w delikatnej jak pajęcza sieć sukience.
Pod wpływem gwałtownego ruchu powietrza materiał tworzy z jej
ciała kształt posągu. Bose stopy pokryte są krwawymi cięciami,
ale nocna księżniczka nie czuje bólu. Fiołkowe oczy błyszczą
niczym dwa błędne ogniki; złociste włosy spływają kaskadą na
ramiona, unoszą się zaś podczas silniejszych podmuchów, tworząc
jaśniejącą kopułę. Kąciki jej ust są skierowane ku górze, jak
gdyby przed chwilą została uszczęśliwiona. Przez twarz przepływa
niezmaterializowana fala spełnionych marzeń, skrywanych niegdyś
głęboko w sercu.
Wtem
nieskazitelnie czyste niebo przecina ogłuszający, ognisty piorun.
Dziewczyna przewraca się na kamienie, raniąc sobie dłonie. Powoli
unosi głowę i widzi przed sobą postać w jasnej pelerynie z
lśniącym amuletem, którego rzemyk okręcony jest wokół
mięsistych palców tajemniczej postaci. Księżniczka nie jest
przerażona, jakby cały czas spodziewała się jej przybycia. Zjawa
powoli odkrywa swoje oblicze. Okazuje się być starą kobietą o
niezwykle pogodnej twarzy. Podaje dziewczynie swoją dłoń, nabiera
powietrza, otwiera usta... i w tym momencie powala ją na ziemię
mężczyzna bez jednego oka, który pojawił się całkowicie
niezauważony.
Jak
intruz.
♚♚♚
Liana
uklękła przy porośniętym bluszczem nagrobku, na którym wyryto,
jej zdaniem, najpiękniejsze imię pod słońcem: AURORA. Przez
chwilę analizowała tęsknym wzrokiem każdą literę z osobna i
choć robiła to codziennie, cały czas miała nadzieję, że wyczyta
z tej lichej informacji coś więcej. Pragnęła wiedzieć cokolwiek.
Datę urodzin. Wiek dziecka. Kolor włosów lub oczu. Powód, dla
którego odeszło do świata umarłych.
Przyłożyła
dłoń do kamiennej płyty i zamknęła oczy. Wyobraziła sobie małą
dziewczynkę z mnóstwem jaśniutkich loczków na główce mrugającą
zabawnie wachlarzem rzęs. Uśmiechała się
do niej, zerkając z właściwą sobie ciekawością w błękitnych
oczkach. Była ubrana w śnieżnobiałą sukieneczkę z najdroższego
materiału z ozdobnym kołnierzykiem i pasem udekorowanym kilkoma
różyczkami.
Kiedy
Liana otworzyła oczy, obraz miała rozmazany. Łzy niebawem znalazły
ujście, spływając po policzkach cienkimi strumyczkami. Ułożyła
z dbałością zerwane w królewskim ogrodzie kwiaty w
półkole na płycie grobu, przeżegnała się i odmówiła modlitwę,
która wiele lat wcześniej stała się jej osobistym wyrazem
szacunku wobec zmarłej siostry. Powierzając powtórny raz duszę
zmarłej Bogu, w głowie zaświtała jej pewna myśl. Dlaczego nigdy
nie odważyła się porozmawiać z nią bezpośrednio? Wypowiedzenie
na głos wszystkich przykrości i smutków być może oczyściłoby
duszę z niewytłumaczalnych wyrzutów sumienia. Po chwili słowa
zaczęły samoistnie płynąć z ust dziewczyny:
— Auroro,
wiem, że mnie słyszysz; zawsze czuję twoją obecność. Każdego
ranka budzi mnie myśl o tobie. Jak wyglądałaś? Ile miałaś lat?
Dlaczego odeszłaś i zostawiłaś mnie samą? Od lat nie potrafię
się pogodzić z losem, który nas rozdzielił. Gdzie się podziałaś?
Dlaczego odebrano mi możliwość poznania ciebie, siostrzyczko?
Widzę cię tylko w mojej wyobraźni jako małą dziewczynkę o
jasnych włosach i błękitnych oczach, chociaż na pewno jesteś ode
mnie starsza…
Liana
po raz pierwszy przełamała nieśmiałość. Z pomocą ogromnej
wiary w istnienie siostry w innym wymiarze wyrzuciła z siebie
piętrzące się w nieskończoność żale w stosunku do milczących
na temat Aurory rodziców. Pozwolili Lianie znać jedynie imię
umarłej. Król i królowa zrobili ze śmierci pierworodnej córki
wielką tajemnicę. Nie chcieli nikomu zdradzić powodu jej odejścia,
wyglądu ani wieku, w jakim zasiliła grono aniołków. Dziewczyna
tak wiele razy wertowała po kryjomu stare dokumenty ojca, zwracając
szczególną uwagę na akty zgonów rodziny, a nawet poddanych, że
niejednokrotnie przestawała wierzyć w istnienie Aurory
kiedykolwiek, nie natknąwszy się na żadną wzmiankę o niej.
Szybko zrozumiała, że nie ma wstępu do tej sprawy, a jakakolwiek
materialna rzecz, która mogłaby poświadczyć egzystencję siostry, być może wcale nie istnieje. Dotarło do niej, że
córka żyje jedynie głęboko w sercach rodziców i poza nimi nikt
nie zrozumie bólu straty. Upływający czas
pogłębiał jednak w sercu księżniczki pretensje, chociaż kochała
rodziców jak nikogo innego i rzadko ważyła się sprzeciwić ich
woli.
Skończywszy
monologiczną rozmowę z siostrą, Liana postanowiła po raz ostatni
poprosić rodziców o wyjawienie tajemnicy śmierci Aurory podczas
podwieczorku.
♚♚♚
Liana
dowiedziała się o Aurorze w bardzo oczywisty sposób. Będąc małą
dziewczynką, bawiła się ze swoją ulubioną służącą w
ogrodzie. Podczas zabawy w chowanego, między świeżo przyciętymi
klombami w sercu roślinnego raju, ujrzała przedziwny dla niej
obiekt — półokrągły pomnik z bogato zdobionym napisem, którego
wtenczas nie potrafiła przeczytać. Czuła na przemian podniecenie i
lęk, dumę i niepewność. Niedługo po odkryciu zawołała
towarzyszkę, zdradzając swoją kryjówkę.
W
oczach przyjaciółki ujrzała przerażenie. W pierwszym momencie
pokojówka próbowała odciągnąć stamtąd małą księżniczkę, ale kiedy usłyszała niekończącą się lawinę pytań,
odparła spokojnym tonem, że wszystko najlepiej wytłumaczą jej
rodzice, po czym zaproponowała inną zabawę, z dala od grobowca.
Mimo usilnych działań służącej, mających na celu odesłanie w
niepamięć w umyśle Liany zaistniałego wydarzenia, sprawa nie
dawała dziewczynce spokoju. Podświadomie żywiła przekonanie, że
coś jest nie w porządku, a wspomnienie nagrobka rodziło w jej
sercu niepokój.
Zmierzając
w stronę sali jadalnej, czuła się dokładnie tak, jak kilka lat
wcześniej, gdy dowiedziała się, że Aurora była jej siostrą. Przez całą drogę było jej słabo i pocierała nerwowo
dłonie, jakby to miało jej dodać odwagi. Nim gwardziści otworzyli drzwi prowadzące do właściwej komnaty, wyprostowała plecy
i uniosła dumnie głowę.
Król
siedział w szczycie stołu, królowa zaś
zajmowała miejsce po jego prawej stronie. Oboje byli ubrani w mniej
oficjalne stroje — ojciec Liany miał na sobie białą koszulę i
czarne spodnie, a matka delikatną fiołkową sukienkę na krótki
rękaw. Kiedy Liana weszła do jadalni, unieśli głowy, posyłając
jej ciepłe spojrzenia. Dziewczyna zajęła najbliższe wolne
miejsce.
— Widzę,
że kucharki się postarały — stwierdziła, spojrzawszy na tacę
pełną czekoladowych rogalików. — Smakuje wam? — Głos jej
drżał, co nie umknęło uwadze Joanny.
— Jak
zawsze, kochanie. — Spojrzała na córkę przenikliwie. — Co
dzisiaj robiłaś?
— Dzień
jak co dzień; rano miałam lekcję śpiewu i lekcję gry na
fortepianie, studiowałam geografię sąsiednich królestw, a później
czytałam nowe tomiki poezji, które ostatnio podarował mi hrabia
Pourbaix. Odwiedziłam też grób Aurory…
Na
dźwięk imienia zmarłej córki król poruszył się niespokojnie na
krześle, a jego usta wykrzywiły się w niezadowoleniu.
— Powinnaś zmodyfikować swój harmonogram
dnia. Aktualny nie pozwala ci się wystarczająco rozwijać.
Dziewczyna
przypuszczała, że ojciec próbuje zmienić temat.
— Co
mam przez to rozumieć?
Tym
razem matka przejęła inicjatywę.
— Być
może ten pomysł ci się nie spodoba, ale pomyśleliśmy, że
powinnaś ponownie pójść na kurs jazdy konnej. Taka umiejętność przyda się, kiedy będziesz już żoną hrabiego.
Wiesz, jak bardzo kocha te zwierzęta.
— Tak,
oczywiście, macie rację — odparła posłusznie, choć wcale nie
chciała się zgodzić, ale nie pozwoliła, by zostało to zauważone.
Rodzice
spojrzeli po sobie w zdumieniu. Wciąż mieli w pamięci obraz
siedmioletniej Liany, która podczas nauki jazdy spadła z konia,
omal nie zostając poturbowaną. Dziewczyna od tamtej pory nosiła w
sobie uraz do wierzchowców, bała się nawet na nie patrzeć, toteż
taka odpowiedź była na pary królewskiej nie lada zaskoczeniem.
— Czyli
już nie boisz się koni? — spytał ojciec.
Liana
westchnęła.
— Nie
w tym rzecz. Po prostu... ufam wam.
— Henryku,
sam powiedz, czy…
Księżniczka
nie dała im jednak dokończyć wymiany zdań.
— I
mam nadzieję, że wy również mi ufacie. — Patrzyła raz na
matkę, raz na ojca. Dłonie miała przepocone, a dolna warga drżała.
Joanna
potarła niepewnie policzek i zmarszczyła brwi. Wyglądała tak,
jakby spodziewała się usłyszeć coś złego.
— Oczywiście,
że ci ufamy.
— Więc
opowiedzcie mi o Aurorze. Wydaje mi się, że jestem już na tyle
dojrzała, iż mogę wysłuchać tej historii.
Żądanie
Liany spotkało się z nienawistnym spojrzeniem króla. Serce
podskoczyło jej w piersi — ojciec nigdy wcześniej nie patrzył na
nią w ten sposób. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a jego
klatka piersiowa unosiła się i opadała ze zwiększoną
częstotliwością, jak gdyby przed chwilą przebiegł długi
dystans. Poczuła się wobec niego maleńka niczym okruszek
czekoladowego rogalika leżący na podłodze; nie spuszczała wzroku
z jego twarzy, jakby to miało uchronić ją przed gniewem i kłótnią.
— Joanno,
niech ona stąd wyjdzie. — Henryk spojrzał na żonę w tak samo
wrogi sposób.
Królowa
zbladła i bez chwili zastanowienia powiedziała:
— Liliano,
pójdź do swojej komnaty.
Zawsze
posłuszna aż do przesady, nienaganna córka wypełniająca wszelkie
polecenia. Ale dzisiaj nie potrafię.
Dziewczyna
nie drgnęła; nie pozwoliła nawet łzom wydostać się spod powiek.
— Tato,
proszę cię…
Joanna
nakryła pięść męża dłonią.
— Wyobrażam
sobie, że to, co się wydarzyło, to najgorsza tragedia w waszym
życiu — tym razem kilka mimowolnie uwolnionych łez spłynęło po
jej policzkach — ale nie rozumiem, dlaczego nie chcecie
mi opowiedzieć o jej życiu, jak wyglądała, w co lubiła się
bawić…
Król
wyrwał dłoń z uścisku żony i oparłszy łokcie na stole, ukrył
twarz w dłoniach. Królowa, choć zaparcie się broniła, w końcu
rozpłakała się, spuściwszy głowę.
— Zawsze
byłam posłuszna waszej woli, zawsze. Ale teraz nie potrafię. Skoro
w ogóle dowiedziałam się o jej istnieniu, mam prawo…
W
tym momencie mężczyzna, ku przerażeniu żony i córki, gwałtownie
podniósł się z krzesła i uderzył pięścią w stół. Miał
czerwoną twarz – Liliana nie wiedziała czy bardziej z powodu
rozpaczy, czy gniewu. Nieoczekiwanie chwycił siedzącą dziewczynę
za ramiona i zaczął nią potrząsać.
— Nie!
Zrozumiałaś? Nie masz prawa wiedzieć!!!
Księżniczka
zobaczyła jego przekrwione oczy i natychmiast spuściła wzrok. Po chwili ojciec puścił ją i ciężkim, władczym
krokiem skierował się w stronę wyjścia z jadalni. Gdy
opuścił pomieszczenie, Liana usłyszała huczący głos mężczyzny
dobiegający z korytarza:
— I
nigdy się nie dowiesz!
Spojrzała
na matkę, która, zapłakana i blada, patrzyła tępo w blat stołu,
przyciskając mocno do piersi własną pięść.
Wtem
Liliana poczuła nieodpartą chęć skopania czegokolwiek. Po chwili
zerwała się z krzesła i bez słowa wybiegła z komnaty.
♚♚♚
Nazbyt
rozpędzony powóz królewski gwałtownie podskoczył na wertepie i
właśnie w tamtej chwili księżniczka się obudziła. Nim zdołała
szeroko otworzyć oczy, oślepił ją blask zachodzącego słońca,
który w postaci pojedynczych promieni, wdarł się przez otwór
okienny do środka pojazdu. Liana odniosła wrażenie, że jej głowa
jest cięższa niż zazwyczaj. Wydawało jej się, że ma całkiem
spuchniętą twarz i ogromne worki pod oczami, jakoby nie spała
którąś noc z rzędu. Poczuła, że materiał błękitnej sukienki
przykleił się do jej wilgotnych pleców. W pierwszym momencie omal
nie dostała palpitacji serca, ponieważ nie pamiętała, w jaki
sposób została doprowadzona do takiego stanu. Prędko jednak
przypomniała sobie o strasznej kłótni z ojcem podczas
podwieczorku, po której postanowiła wybrać się na samotną
przejażdżkę do pobliskiego miasteczka Valadileine, i powróciły
do niej nieprzyjemne emocje. Na policzkach ponownie zagościły łzy.
Przed
oczyma cały czas miała przyprawiający o dreszcze wyraz twarzy ojca
i jego słowa, które, słyszane gdzieś w odmętach umysłu, kąsały
dziewczynę niczym jadowite węże. Nigdy wcześniej nie widziała go
w takim stanie ani nie doświadczyła tak agresywnej reakcji z jego
strony. Ojciec od zawsze traktował ją tak, jakby była najdroższym
skarbem, jedynym oczkiem w głowie, nigdy nie pozwolił nikomu
podnieść na nią ręki. Tymczasem jeden sprzeciw dziewczyny
kosztował wszystkich niezapomnianą awanturę. Nadal nie mogła
pojąć, dlaczego rodzice nie chcą wspominać o starszej córce. Co
takiego się wtedy wydarzyło? Co tak strasznego, że chronią
młodszą przed prawdą? W jaki sposób umarła Aurora?
Kareta
ponownie podskoczyła na wyboistej drodze. Ku swojemu zdumieniu,
Liana zorientowała się, że krajobraz za oknem przesuwa się w
nadzwyczaj szybkim tempie. Gdzie tak bardzo spieszyło się Jakubowi
– ulubionemu woźnicy, który w okresie jej wczesnego dzieciństwa,
pozwalał dosiadać się jak konia?
Nagle
uwagę księżniczki przyciągnął mały, zwinny słowik, który
podążał za karetą, wyćwierkując wesoły repertuar.
Niespodziewanie przysiadł na rancie okna.
Skąd
w tym drobniutkim ciałku znalazło się tyle siły?
Ptaszek
zaczął przyglądać się dziewczynie z ciekawością. Ten widok
stał się impulsem. Na moment popuściła wodze fantazji i uwolniła
swój artystyczny zmysł. Poczuła, jak gdyby spełnił się w
rzeczywistości, wykreowany w romantycznym wierszu, pochodzącym z
tomiku, który dostała w prezencie od narzeczonego, obraz rozmowy
zakochanej panny z uroczą ptaszyną. Wyobraziła sobie, że to
zwierzęciu wyznaje głęboko skrywane uczucia do bezimiennego
hrabiego o jasnych, poskręcanych w loczki włosach i zielonkawych oczach, który podczas ostatniego wyimaginowanego balu,
trzymał ją w swoich ramionach, wirując między elegancko
ubranymi parami. Mimo panującego wokół kunsztu i emocji tylko od
nich biło światło płomiennej miłości wyrażonej w kilku
zetknięciach palców, przelotnych spojrzeniach, przypadkowym
muśnięciu warg i przyśpieszonym oddechu.
Wtem
słowik poderwał się do lotu, przerywając liryczne uniesienie
Liany. Skierował się w przeciwnym kierunku, w stronę majaczącego
w oddali zamku na wzgórzu.
Nie
od razu zrozumiała, co sprawiło, że zamarła w bezruchu.
— Zasnęłaś?
— usłyszała męski, nieznany jej głos. Dochodził z kozła
na przodzie karety. — Zawsze taka gadatliwa, a dzisiaj…
— Nie,
zastanawiam się, czy Julian zdaje sobie sprawę z tego, jaki gotuje
nam los.
Ten
z kolei, również całkowicie obcy księżniczce, należał do
kobiety.
Liana
powtórnie spojrzała przez okno. Powóz zbliżał się do lasu. Ku swojemu przerażeniu, rozpoznała w nim ten odległy zakątek
Darcynii, do którego w dzieciństwie marzyła się wybrać na
przekór rodzicom i całej służbie opowiadającej o tajemniczym
lesie jako o przeklętym miejscu. Serce biło jej w piersi jak
oszalałe, czuła wściekle pulsującą krew w skroniach. Żołądek
miała całkowicie ściśnięty, a na czoło wystąpiły kropelki
potu.
To
nie była dróżka do miasteczka Valadileine. A woźnicą z całą
pewnością nie był dobroduszny Jakub.
*
Witam
wszystkich!
Nie
zamierzam w tym miejscu szeroko się przedstawiać i wciskać na siłę
informacji o mojej osobie. Przede wszystkim chciałabym podziękować
każdemu, kto dotąd dotarł. Mile widziane są wszelkie opinie -
każda da mi jakąś naukę na przyszłość. Jeśli zauważyłeś/łaś
jakikolwiek błąd, będę wdzięczna za wskazanie. Nigdy nie
zamieszczam tekstu bez kilkakrotnego sprawdzenia, ale mimo wszystko
jestem tylko człowiekiem ;)
Powieść
będzie pisana regularnie, ale niezbyt szybko. Wolę zadbać o wygląd
i przekaz rozdziału niż urządzać wyścig z czasem.
Życzę
miłej dalszej lektury już wkrótce!
Klara
Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńJak widać jestem tu pierwszą osobą, która postanowiła coś, można by rzec, iż cokolwiek, skomentować.
Pomysł na historię tak bardzo mi się spodobał, że pierwszą rzeczą jaką wykonałam wchodząc na "Wierzyciele" było oglądnięcie strony po stronie - co dla ciebie oznacza dodatkowe wyświetlenia. Następnie obczaiłam skąd masz taki cudowny szablon, a już na samym końcu przygody w detektywa Sherloca, przeczytałam opis "Wierzycieli".
Zaintrygowało mnie to, że tak zgrabnie ujęłaś sens całego opowiadania, w tak niewielkiej ilości zdań. Mi by to zajęło z dobrą stronę w Wordzie, ale ja po prostu nie potrafię minimalizować swoich słów - tyczy się to też nabazgranych bądź wystukanych na klawiaturze słów - więc nie będę porównywać zupełnie obcej osoby do samej siebie. Jaki tego byłby sens? Prawdopodobnie nabawiłabym się kompleksów, czy innych tego typu pierdół i całe wakacje zostałyby skreślone z listy "Top".
Jednakże wracając do głównego wątku mojego komentarza:
Opis zachęcający do przejścia dalej, do przeczytania prologu - w tym wypadku pierwszego rozdziału - i reszty dopiero co ukazujących się rozdziałów, był niezwykle ciekawy. Możesz czuć się zaszczycona, ponieważ rzadko kompletuję tę część w blogosferze i innych tego typu stronach.
Wracając:
Czytając pierwszy rozdział miałam mieszane uczucia. Raz było mi niedobrze od zbyt wykwintnych opisów, niczym w Harlequinach przedstawienia i wyidealizowania bohaterów oraz od mieszanych stylów w rozdziale pierwszym; a raz byłam zaintrygowana sposobem jaki przedstawiałaś niektóre szczególiki. Do tego doliczmy błędy interpunkcyjne w pierwszych kilku wersach opisu snu - bo jak mniemam to był opis snu? Popraw mnie, jeżeli się mylę.
Do tego zrezygnowałabym z niepotrzebnych epitetów, które nie są potrzebne, ale jednak gdzieś się tam plączą.
Ale oczywiście jest to moje zdanie. Sama wiem, że również często robię masakryczne błędy, od których moi czytelnicy dostają przepukliny, czy też mój styl pisania komuś nie odpowiada. Rozumiem. Więc nie dziwota, że zamiast chwalić autora za super tekst, który notabene mi się bardzo podoba i czekam na następny rozdział, robię analizę rozdziału i rozkładam go na czynniki pierwsze, jakby to był jakiś niezwykle niebezpieczny związek chemiczny. Chemio pozwól żyć na wakacjach! Nawiasem mówiąc, moja nauczycielka to: nie dość, że pogrom szkoły to jeszcze uzmysłowiła sobie, że zostanę przyszłym noblistą z dziedziny chemii. Kolejną Skłodowską. Dobrze, że jeszcze tylko rok i alleluja!
Ale ponownie wracając:
Rozdział dobry, powiedziałabym nawet, że fajny, bo ciekawy to na pewno. Postaraj się o betę lub coś takiego. Spodziewaj się mnie w następnych i w innych, o których niedługo się dowiem. Zrobię risercz w necie i będę anonimowym stalkerem.
Mam nadzieję, że to co - jakimś cudem - zminimalizowałam do maksa, po trzynastej próbie napisania komentarza, uznasz za konstruktywne i godne odpowiedzenia. A ja sama cię nie przestraszyła i zniechęciłam.
Jestem zbyt wybredna i będę miała przez to problemy w życiu. Cholera by to!
Weny, zdrowia, wakacji lub spokojnej pracy - nie sprawdzałam profilu więc nie wiem - i czego tam ci jeszcze do szybszego pisania rozdziałów potrzeba.
M.
A tak na uboczu mogłabym poprosić o adres emile do autorki "Krew północy". Od pewnego czasu mam chrapka na jej opowiadanie, ale nie mogę poprosić o dodanie, ponieważ nie posiadam jej kontaktów.
UsuńSerdeczne podziękowania, jeżeli się zgodzisz :)
Dobry wieczór!
UsuńJest mi bardzo miło, że zdecydowałaś się poświęcić trochę wolnego czasu i przeczytać oraz skomentować moje wypociny.
Na wstępie pozwolę sobie zaznaczyć, iż moja opowieść nosi tytuł główny: "Wichrzyciele", a nie "Wierzyciele" ;D Nie sądziłabym, że komukolwiek może spodobać się ten opis... Siedziałam nad nim sporo czasu, a i tak nie byłam do końca zadowolona z efektu końcowego. Ale skoro mojej pierwszej czytelniczce się podoba... to nie pozostaje mi nic innego, jak się cieszyć.
Rozumiem Twoje podejście do "wykwintnych opisów" - w ten sposób chciałam podkreślić nieco rozpoetyzowaną naturę Liany, wprawdzie nie wiem, czy osiągnęłam ten efekt. Mam skłonności do nadużywania epitetów i do komplikowania zdań, oj tak... Mimo to mam nadzieję, że nie są aż tak pogmatwane jak u Brunona Schulza na przykład ;D Coś, co mnie delikatnie zmartwiło w Twojej opinii, to to, że bohaterowie są wyidealizowani... A chciałabym tego raczej unikać. Postaram się, by w kolejnych rozdziałach tę tendencję wyeliminować.
Tak, w pierwszym rozdziale umieściłam opis snu - taki niby "prolog"; nie chciałam niepotrzebnie rozbijać tekstu na dwie części. Czy mogłabyś mi wskazać błędy interpunkcyjne, o których wspomniałaś? Będę wdzięczna; wiesz, tego typu kwestie traktuję bardzo poważnie.
Odnośnie bety - wczoraj nawiązałam z pewną osobą kontakt w tej sprawie, także mam nadzieję, iż niedługo będę miała wsparcie.
A tak marginesie - chemia to ZUO! :D Haha, skoro widzi w Tobie potencjał, to wykorzystaj taką szansę, zwłaszcza że jest "pogromem szkoły" ;)
Niestety nie posiadam maila do tej dziewczyny :/ Też bardzo podobało mi się jej opowiadanie, ale i ja nie mam do niego dostępu... Z tego, co pamiętam, publikowała pod nazwą "Nitif" - chyba tylko tym mogę Cię wspomóc.
Jeszcze raz dziękuję za tak wyczerpującą i szczerą opinię! Również życzę Ci udanych i bezpiecznych wakacji. I faktycznie odpocznij od chemii :D
Pozdrawiam
Klara
Hej. Dzięki za tak szybką odpowiedź.
UsuńDopiero teraz, gdy popatrzyłam na tytuł opowiadania oraz jego adres, zorientowała się dlaczego nie mogłam trafić wcześniej na twojego bloga. Coś mi w głowie utkwiło, że wierzyciele, wierzyciele, wierzyciela, a nie - jak powinno zresztą być - Wichrzyciele. Przez "CH" zamiast "E". Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Co do tych błędów, wyłapałam tylko jeden:
* Czarne niebo – niczym tafla jeziora o północy – wydaje się być niekompletne.
Powinno być bez tych pauz:
* Czarne niebo, niczym tafla jeziora o północy, wydaje się być niekompletne.
To chyba było jedyny co przykuło moją uwagę, ale postaram się jeszcze raz przewertować rozdział. Jednakże później. Aktualnie sprzątam dom i tylko przez dosłownie chwilkę znalazłam dostęp do Internetu.
Co do tej chemii - podzielam twoje zdanie. Talentu jakiegoś specjalnego nie mam. Po prostu mój umysł jest czysto abstrakcyjnym środowiskiem, które żyje własnym życiem, a pomysły i myśli zachodzą na siebie co sekundy, dlatego też większość podejrzewa u mnie ADHD :D Ale mam dość dobrą pamięć i wkuwanie kilku stronnych hasełek lub pojęć, nie jest dla mnie jakimś dużym problemem.
Dzięki za podanie nazwy. Z autorką za jasne chiny nie da się dojść porozumieć, ze względu na niepodanie żadnych kontaktów, tak więc nie powinnaś się dziwić, iż tak znikąd wyleciałam z tamtym pytaniem.
Pozdrawiam
M.
Oczywiście, że nie mam Ci tego za złe. Pomyłki się zdarzają.
UsuńAch, o taki błąd Ci chodziło, już rozumiem, dzięki.
Serio chcesz to czytać drugi raz? Jestem w takim razie ogromnie wdzięczna, bo rzadko można w tych "internetach" znaleźć tak pomocną osobę jak Ty :) Ostrzegam tylko, że już wprowadziłam część zmian według Twoich sugestii - usunęłam zbędne epitety, a także trochę zmieniłam dialog między Lianą a rodzicami, by nie był taki sztywny. Nie wiem, czy osiągnęłam upragniony efekt, ale to już coś ;)
Oj tak, rozumiem, też już dzisiaj sprzątałam...
Łatwość w zapamiętywaniu to bardzo przydatna zaleta! Trzeba korzystać póki można :D
Udanego weekendu :)
Cześć. Zapraszam Cię na moje opowiadanie No Way Out.
OdpowiedzUsuńKiedy świat dookoła mnie sie rozpadał, nie było nikogo by pomógł mi pozbierać te kawałki.
Zostałem wrakiem samego siebie.
Moje przeznaczenie przestało sie liczyć, a ciemne chmury jeszcze bardziej zasłoniły moją przyszłość. Wtedy dotarło do mnie, że stoje w miejscu.
Miejscu z którego nie ma wyjścia.
https://www.wattpad.com/story/76939854-no-way-out
Cześć.
OdpowiedzUsuńPrzybyłam tutaj w poszukiwaniu ciekawego opowiadania, które mogłabym śledzić. I oczywiście się nie zawiodłam. Naprawdę świetny styl, dobrze się czyta, historia również jest wciągająca i osobiście czuję niedosyt. Dawno nie miałam już takiego banana na ryju, gdy czytam coś w internetach. Także, będę śledzić i trzymam kciuki!
I jeszcze informacja dla ciebie, sama prowadzę blog o tematyce Fantasy z uniwersum Dragon Age, jeżeli by się to interesowało to zostawiam link poniżej :3
https://opowiesci-z-thedas.blogspot.com/
~Nancy
Blog został przyjęty do spisu.
OdpowiedzUsuńKatalog Euforia